piątek, 8 lipca 2011

Down.

Miało być coś ambitnego, a jest to:

Warszawa, 30 czerwca 2011.
Drogi Nieznajomy.
W zasadzie nie wiem, co Ci napisać. To trudne. Ty nawet nie istniejesz, a mój list gdzieś przepadnie. Upadnie na ziemię i nikt go nie podniesie.
Zdepczą go.
W zasadzie to nie list. To trudne. Ty nawet tego nie przeczytasz, a mój list gdzieś zniknie. Wpadnie między kraty studzienki. Nikt go nie znajdzie.
Nikogo to nie obchodzi.
Nigdy czegoś takiego nie czułem. W moim życiu były już różne rzeczy.
Ja, osoba, miłość, rozstanie, seksapil, rozczarowanie, złamane serce, ból etc.
Chodzi mi o to, że ja nigdy się nie zakochałem. Znam miłość, znam fizyczność, znam odpowiedzialność za kogoś. Tego jeszcze nie znałem.
To jest zakochanie się w kimś? Może zwyczajnie brnę na siłę to, co nie jest mi potrzebne?
Ale przecież nawet nie byłeś prawdziwy. To niemożliwe. Odczucie czegoś realnie, choć zakochałem się w fantazji.
Jechałem pociągiem. Warszawskie godziny szczytu. Pociąg był jakiś z obrzeż Warszawy. Miał stoliki między siedzeniami. Może blaty? W sumie blaty. Wiem, że nie jechałem sam. Do Warszawy było jeszcze kilka stacji. Położyłem się na blacie. Słońce zaglądało przez nieotwierane okna. Zasypiałem i budziłem się średnio, co `15 minut. Dojeżdżałem do końcowej stacji. Nikt nie próbował usiąść naprzeciwko mnie. Pojawiłeś się. Niby znienacka, może się Ciebie spodziewałem, nie krępowałeś mnie, więc leżałem i patrzyłem się tylko na Ciebie. Nie docierało do mnie, że muszę wysiadać.
Nie byłeś przystojny. Jakiegoś specjalnego zachwytu nie było. Uroda dość zwyczajna. Skrzyżowanie Jamesa Blunta i tego Chłopaka Mieszkającego Gdzieś W Pobliżu Hermanicza.
Coś jak starsza wersja. Posiadałeś zarost. Ładnie ogolony. Wyglądał na 1-dniowy. Oczy koloru czekolady. Nie lubię takich oczu, są zwyczajne i pasowałyby każdemu o ciemnych włosach. Nawet nie. Po prostu są jakoś pospolite. Tobie jednak pasowały. Nie zielone, nie niebieskie, nie inne. Te były okej. Włosy wystawały spod zimowej czapki. Nie pamiętam dobrze, ale chyba się kręciły. Miałeś poważny wyraz twarzy. Ile mogłeś mieć lat…? 20? 17?
Sam nie wiem. Ta uroda mnie zmyliła.
Musieliśmy rozmawiać, bo wiem, że nie należę do śmiałych w ludzkich relacjach. Od Ciebie zapewne nie usłyszałem zbyt wiele. Właściwie nie mam, co się nad tym zastanawiać, nawet nie pamiętam Twojego głosu. Ale czułem jakbyśmy znali się więcej niż 3 stacje, niż tydzień, miesiąc.
Poprosiłem Cię o Gadu-Gadu.
O GG…
Miałem na myśli numer.
Idiota numer 1.
To ja.
Uśmiechnąłeś się bez pokazywania zębów. Ładny uśmiech. Podałeś mi zwitek papierków. Nie dostałem numeru, adresu, gg. Cokolwiek. Dostałem zwitek pieniędzy. Czułem się świetnie.
Dyń, dyń. Coś mi podpowiedziało, że muszę wysiadać. I ten chaos. To wszystko spowodowało, że straciłem Cię z oczu. Nie mogłem Cię znaleźć. Nie szukałem długo…
Odchodziłem cały czas uśmiechając się do siebie.
Byłem zakochany.
Nic się nie liczyło i to mi wystarczało.
Tego snu było tak mało… chciałbym się niewyobrażalnie rozpisać, lecz co mi się coś przypomni, drugie wypada z głowy.
Sny bywają przepustką do rzeczywistości, szkoda, że tak nierealnej. 

10 komentarzy:

  1. Śnisz o zimie w środku lata? Jaka psychodela~ : O

    OdpowiedzUsuń
  2. Ktoś tu nie zrozumiał przedstawienia postaci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, właściwie nie. Ucięło mi zdanie. 'Wygląda jak koleś ze skinsów'.

    OdpowiedzUsuń
  4. asdfghjkl, zawiodłeś mnie szeregowy~

    OdpowiedzUsuń
  5. jesteś gejem? :|

    OdpowiedzUsuń
  6. Do gejów nic nie mam. Lubię ich. Wnioskując po przeczytaniu tego listu, piszesz, że to był 'on'. Piszesz, że się w nim zakochałeś, ale nie jesteś gejem, więc jak to jest?

    Ola.

    OdpowiedzUsuń
  7. Olu, po co dociekasz? Jakie to ma znaczenie? Dla mnie osobiście to żadnego znaczenia niema, przecież miłość to uczucie, a nie płeć. To głupie.

    OdpowiedzUsuń