niedziela, 24 lipca 2011
Marry the night..
Leżałem martwy na cmentarzu. Przeminęła godzina odkąd żałobnicy wyszeptali smutno ostatnie pożegnania. O dwunastej-dokładnie wtedy, kiedy zazwyczaj siadamy do obiadu-rozpoczęła się eksportacja: z salonu wyniesiono polerowaną trumnę z różanego drewna, zniesiono ją ostrożnie na podjazd szerokimi kamiennymi schodami i wsunięto z łamiącą mi serce łatwością w otwarte drzwi karawanu, gniotąc przy tym bukiecik kwiatów, złożony pieczołowicie w ponurym wnętrzu przez jednego z pracowników.
Ps: Dzisiejszy dzień dał mi dużo do myślenia. Dziękuję, że są jeszcze ludzie, którym na mnie naprawdę zależy.
Brakowało mi tego zrozumienia od dawna.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uwielbiam to co piszesz. Jest w swój sposób magiczne i przyciągające. Uwielbiam twój styl pisania, rozumowania i innych rzeczy. Będę cię rozumieć i wspierać w każdej chwili jakiej będę mogła. Mam nadzieje że domyślisz się kto to napisał. :)
OdpowiedzUsuńFajnie! :P Dopieszczone zdania. ;) Tym drewnem różanym, toś mnie zaskoczył. Aż musiałem sprawdzić, co to jest. Człowiek uczy się przez całe życie ;
OdpowiedzUsuńŚliczne,tomik literacki musisz napisać *o* kto zamówił trumnę ?
OdpowiedzUsuńMuszę to dopisać.
OdpowiedzUsuń