poniedziałek, 11 lipca 2011

Sir Death...


Nigdy nie umieszczę, któregoś z listów na blogu.

Poniedziałek.
Zaczął się nowy tydzień.
Nowa wolność, tak sądzę. Nareszcie mogę nie spać do 5 i czekać 2 godziny aż wyjdzie mama.
Nareszcie mogę zapalić i napić się kawy.
Nareszcie mogę nie jeść, bo mi nikt nie karze.
Tylko witaminy, kawa i ja.
Przecież ja tak nie mogę, przecież ja się niszczę, przecież umrę.

Znowu mogę nie obierać telefonów. Znowu mogę otoczyć się świeczkami, wtykać palce w wosk.
Mogę leżeć na podłodze szukać ciszy pośród pożółkłych białych ścian. Założę okulary przeciwsłoneczne i będę udawał, że jest noc. Może znów przechytrzę mój umysł i zasnę? Mogę też udawać, że mam wołam kota, a on do mnie nie przychodzi.Mogę rzucić w powietrze poduszką i powiedzieć:
"śpisz tu od 24h za godzinę zaczniesz mi płacić za czynsz"
Mogę też puścić muzykę i znów tańczyć jak oszalały.
Poszukam czekolady, która jest przede mną schowana, zaszyję się z nią w pokoju, znowu będzie ciemno.
Jedyne światło to ekran komputera.
Puszczę jakiś brytyjski serial żebym musiał patrzyć się na napisy, bo nie rozumiem akcentu.
Napiszę list pożegnalny i będę udawał martwego.
Będę udawał, że tęsknią.
Że to wszystko co słyszę jest prawdziwe.
Zaprzyjaźnię się z umysłem i znów nie będę nic słyszał.
Aż będzie tak pusto i nudno, że zaczną wymiotować.
Będę udawał, że zwymiotowałem nudę.
Wtedy będę robił wszystko od nowa.
Jakby to była dobra zabawa.
W Wonderland'zie.
Każdego dnia go tworzę.
A ty nadal myślisz, że to prawda i wszystko jest takie cudowne.
Że to życie.
Poudaję tylko, że za Tobą tęsknie, jak nie dajesz znaku życia, żebyś znów nie była smutna.
I nie odpowiem jak znów zapytasz.
Czemu nie rozmawialiśmy...

2 komentarze: